Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/390

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Energiczne pukanie w drzwi kajuty rozległo się raz i drugi. Wewnątrz wpadł bosman-radjotelegrafista.
— Komendancie...! — rzucił zadyszanym od szybkiego biegu głosem, obwodząc wzrokiem gości swego dowódcy.
— Mów! — rozkazał ten krótko.
— Przed chwilą stacja uchwyciła, prawie, że równocześnie, dwa sygnały S. O. S.!
— Czyje? — pytał Wayne.
— Z Tennessee i Nev Mexico, komendancie!
Wayne zerwał się gwałtownie z fotelu. Wsparty rękami o biurko, pochylony całem ciałem ku marynarzowi, nieprzytomnym, zda się, wzrokiem wpatrywał się weń, nie zdolny wymówić ni słowa.
— Co... co? — wyjąkał wreszcie.
Radjotelegrafista wymienił powtórnie nazwy dwóch pancerników floty Pacyfiku, stacjonującej w portach wysp Hawai. Wzywające pomocy okręty znajdowały się, jak głosiły depesze, pod sto pięćdziesiątym stopniem zachodniej długości i dwudziestym szóstym szerokości północnej.
— Ruta Honolulu — San Francisco! — zauważył Wyhowski, rzucając wzrokiem na mapę.
Wayne zamyślił się. Na gładkiem jego czo-