Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/381

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Rysy jego twarzy ściągnął grymas nagłego bólu.
— Depesze są straszne! — powtórzył z naciskiem. — Przekonacie się, panowie, sami o tem za chwilę! Wpierw jednak chcę zaznajomić panów z faktem, mem zdaniem, wielce dziwnym i... niepokojącym. Oto... od trzech już prawie godzin wysyłamy radjodepesze do szeregu radjostacji na terenie Ameryki i... nie otrzymujemy żadnej odpowiedzi!
Ostatnie słowa wymówił niemal szeptem, jakby obawiając się, że czyjeś niepowołane ucho mogłoby je dosłyszeć.
Jagger zerwał się z miejsca. Twarz jego wyrażała najżywsze zaniepokojenie.
— Może to owo uszkodzenie, o którem wspominał pan, kapitanie? — wyjąkał z trudem.
Wayne potrząsnął przecząco głową.
— Nie... uszkodzenie dotyczyło tylko anteny i usunięte zostało dość łatwo. Zresztą, godzinę temu otrzymaliśmy waszą depeszę, jaką wysłaliście z drogi, zapowiadając swe przybycie! — odrzekł, nie spuszczając wzroku z podnieconego oblicza doktora.
— Może znajdziemy wytłumaczenie tego faktu w depeszach z kontynentu? — poddał Selwin.