Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/349

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jego ciekawość Jagger. — I częstokroć wybuchy takie posiadają niezwykłą siłę.
— Ale bywa i tak, że wybuch nie trwa długo. Krater wypluwa tylko przeszkodę... komin się odtyka i wszystko jest po staremu! — wtrącił geolog.
Wyhowski wzdrygnął się nagle, uprzytomniawszy sobie, że na dnie krateru przywalone olbrzymiemi ułamkami skał, leży ciało Dawsona. I ono w części jest tą, mikroskopijnych naturalnie rozmiarów, przeszkodą, jaką wcześniej, czy później wulkan wyparskie, oswabadzając wyjście dla rozsadzających jego wnętrze gazów.
Jaggera zapewne również nurtowała myśl o zmarłym tragicznie towarzyszu, gdyż zatrzymał się nagle.
— Odznaczając na mapie położenie tego krateru, nazwiemy go wulkanem Charlesa. Jak zapatrujesz się na to, Selwin? — ozwał się, topiąc w obliczu geologa spojrzenie swych bystrych oczu.
— Słusznie! Należy mu się to! — odparł ten, ścierając chustką pot, perlący się obficie na jego czole.
Brnęli dalej pracowicie po śniegu, zapadając weń częstokroć po pas. Posuwanie się naprzód z każdą chwilą stawało się coraz więcej