Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/340

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Selwin, szperając w przepaścistych kieszeniach swej, futrem podbitej, kurtki.
— Jak dawno temu? — pytał Jagger.
Geolog namyślał się przez krótką chwilę.
— Ściśle określić niepodobna, lecz miało to miejsce, mniej więcej, przed rokiem.
— Zgadza się! Akurat przed rokiem, o tej porze dostrzeżono z Alaganik jakiś potężny, sześć dni trwający wybuch w kierunku północno-zachodnim — wyjaśniał Jagger.
— Zdaje się jednak, że wypływ lawy nie był zbyt obfitym, a raczej nie było go zupełnie, gdyż tych parę kawałków lawy, jakie znalazłem, pochodzą najwyraźniej z wytrysku — informował kolegę w dalszym ciągu Selwin.
W tym momencie ponad otworem krateru ukazał się biały obłoczek.
— Dziewięć minut i czterdzieści sekund! — zauważył Dawson.
Za obłokiem pary wyhynął żółtawo-szary tuman. Przez kilka sekund ważył się w powietrzu, poczem powoli począł opadać na dół.
Geolog zbliżył się do rzedniejącego w oczach tumanu. Wszedł weń i przez chwilę badał węchem jego skład.
— Nic szczególnego! — mówił, powracając ku towarzyszom. — Skład, zdaje się, taki sam