Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/332

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Dziewięć... najwyraźniej dziewięć obłoków wznosiło się powolnym ruchem w górę.
— Ładna porcja! — pomyślał, zaglądając do kabiny.
Członkowie wyprawy pochyleni byli nad mapą, zaścielającą okrągły stolik, stojący pośrodku kabiny. Widocznie biedzili się nad oznaczeniem na mapie punktu, odpowiadającego położeniu wulkanu.
Wyhowski skinieniem ręki przywołał doktora po przedziału pilota.. W milczeniu wskazał mu widniejące przed nimi szczyty i zasiadł przy kole sterowem.
Jagger lekko zdziwionem spojrzeniem obrzucił milczącego lotnika, lecz uderzony poważnym wyrazem jego oblicza, wytężył wzrok we wskazanym sobie kierunku.
Po chwili na twarzy jego odbiło się bezmierne zdumienie.
Opuścił się ciężko na fotel obok Wyhowskiego i drżącemi rękami począł nakładać na głowę hełm rozmówniczy.
— Widziałeś pan? — rzucił lotnik.
— Tak... dziewięć kraterów! Całe gniazdo! — odrzekł Jagger. — Coś niesłychanego! Na tak małej przestrzeni dziewięć wulkanów! Wyobrażam sobie, coby to było, gdyby przemówiły razem! Z tych wszystkich gór, a na-