Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/314

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

niu swego zwierzchnika o przybycie do gmachu poselstwa, gdzie Jego Ekscelencja, ambasador James Whitney, pragnie pokonferować z nim w bardzo ważnej sprawie.
— Nie rozumiem, jaka to sprawa... nigdy nic mię nie łączyło ze Stanami Zjednoczonemi, a tembardziej z ich oficjalnymi reprezentantami! — mówił Jerzy, żegnając panie i zapowiadając swój rychły powrót.
— Jerzy! A jeśli to niespodziewane wezwanie dotyczy rozbitków z „Sunbury“? Może który z amerykańskich statków natrafił na ich ślad?
W oczach jej zamigotały tak wyraźnie iskry nadziei, że Wyhowski w pierwszej chwili uległ sugestji tych słów.
Lecz po głębszym namyśle odrzucił to przypuszczenie.
Zdaniem jego wątpliwem jest bardzo, aby chęć ambasadora rozmowy z nim dotyczyła w jakikolwiek sposób losu „Sunbury“ i jego pasażerów. Statki amerykańskie zupełnie nie pojawiają się na tej części oceanu Lodowatego. Prędzej rozmowa ta dotyczyć będzie „Ptaka Nadziei“. Bardzo możliwe, że rząd polecił ambasadorowi przeprowadzić sprawę licencji na wyrób tego typu samolotów dla marynarki wojennej.