Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/310

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Lecz i to wystarczyło, aby mieszkańców „Wiecznego Miasta“ ogarnął dziki lęk.
Transtevere opustoszało prawie zupełnie. Mieszkańcy ciasnych, przesiąkniętych wonią starej oliwy i nieświeżych ryb, domków przenieśli się, korzystając z pogodnych, upalnych dni do ogrodów Gianicole i na bulwary nadtybrzańskie. Polanki i gaje ogrodów i place koło świątyni Vesty pokryły się tysiącami prowizorycznych namiotów, bijących zdala w oczy pstrokacizną kolorów.
Nadaremnie władze usiłowały nakłonić gromady do powrotu do swych siedzib.
Uboga ludność Transtevere nie chciała o tem nawet i słyszeć, a na wszelkie nakazy, poparte siłą, odpowiadała tak zdecydowaną postawą, że władze dały wreszcie za wygraną.
Zresztą argumentacja tłumu posiadała żelazną logikę.
— Upewniacie nas, że nic nam nie grozi w naszych domach, które ze starości dygocą, gdy przez ulicę przejeżdża pierwszy-lepszy ciężej obładowany wóz! Zaręczacie, że wulkan Monte Amiata już osłabi w swej działalności! A czy możecie przysiąc, że jutro, a nawet i dzisiejszej nocy nie zamieni się w wulkan Monte Cavo, oddalony zaledwie