Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/308

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Równocześnie w kilkudziesięciu punktach wśród rumowisk wybuchł pożar.
Ludzi ogarnął obłęd.
Rzucono się powszechnie do ucieczki, lecz większość gromad ludzkich na swej drodze natrafiła na żywy mur ognia szalejącego pożaru.
Poczęły się dziać straszliwe w swej grozie sceny.
Tłumy biegły naoślep, przewracając się w ciemnościach na kamieniach, wdzierały się na rumowiska, wszczepiając się w osypiska zakrwawionymi palcami, osuwały się na dół, przywalone gruzami, tratowały się wzajemnie i marły, pożerane ogniem, miażdżone przez spadające bezustannie z góry głazy i cegły.
Zaledwie nikła część szczęśliwców zdołała wyrwać się z tego piekła i znaleźć schronienie w winnicach, okalających miasto.
Dalsze wstrząsy doprowadziły dzieło zniszczenia do końca.
Wschodzące słońce oświeciło swymi promieniami już tylko rumowiska i zgliszcza, pod któremi spokojnym snem śmierci spoczywały tysiące istnień ludzkich.
Połączenie kolejowe pomiędzy Florencją a Rzymem zostało zburzone z powodu zbu-