Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Devey spojrzał na niego pytająco.
— Słucham cię, Jerzy! — rzekł uprzejmie, pochylając się ku niemu.
Wyhowski utkwił weń badawcze spojrzenie.
— Chodzi o rzecz, o ile mi się zdaje, dość błahą i łatwą do urzeczywistnienia — ciągnął dalej, jakgdyby od niechcenia. — Oto, czy nie mógłbym towarzyszyć ci w tej wycieczce?
Sir Edward żachnął się.
— Niestety, mój kochany... pod żadnym pozorem! — mówił spiesznie, trzęsąc energicznie głową. — Niemożliwe! Prawda, Reginaldzie, że niemożliwe? — przyzywając przyjaciela na pomoc, zwrócił się do Athowa.
Ten zacisnął wargi i namyślał się przez chwilę.
— Nie! Niechaj mi pan wierzy, że Edward nie może tego uczynić... nawet dla pana! — mówił do Wyhowskiego, akcentując dobitnie swe ostatnie słowa.
— Jak wiecie, panowie, jestem jednym z lepszych lotników w świecie! Mógłbym się na co przydać! — nie dawał za wygraną Wyhowski.
Devey począł tłumaczyć mu, że regulamin wycieczek naukowych nie pozwala obcym na