Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/278

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rzony przez naturę wysoce rozwiniętym zmysłem spostrzegawczym, zwrócił momentalnie uwagę na zmianę, jaka zaszła w twarzy profesora.
Zaróżowione dotychczas policzki pokrywała lekka bladość, ustami wstrząsał bezustanny skurcz, w oczach czaiły się niepokój i zmieszanie.
Bardzo przepraszam, lecz, niestety, muszę opuścić miłych gości na, krótki zresztą, czas — rzekł, usiłując opanować drżenie głosu. — Muszę udzielić pewnych wskazówek mym ludziom, przeprowadzającym pomiary krateru. Nie zajmie to więcej, niż dziesięć minut czasu, który zechcą może panie zużytkować na obejrzenie zbiorów, tyczących się działalności mego pupila, Wezuwiusza. Oto one... w tych szafach! Jeśli pan sobie życzy ujrzeć krater, to proszę z sobą! — zwrócił się do Wyhowskiego.
Ten zerwał się ochoczo z krzesła.
— Paniom nie radzę nam towarzyszyć, gdyż droga po złomach lawy i usypiskami jest bardzo uciążliwa! — dorzucił, dostrzegłszy błyski zaciekawienia, iskrzące się w oczach lady Devey.
— To nie dla ciebie taki alpinizm kuzyn-