Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Daleki odgłos wystrzału przerwał mu w połowie zdanie. Odgłos ten, w przejmującej ciszy, od dłuższego czasu panującej naokół, był tak brutalnym, że obaj biesiadnicy wstrząsnęli się w mimowolnym odruchu.
Poza oknami... gdzieś w głębi ulicy rozległ się szybki, urywany tupot nóg ludzkich i zamilkł natychmiast.
Do czytelni wsunął się garson, ten sam, który podawał szampana.
Na szarem, niewyspanem obliczu służącego widniało zmieszanie; w oczach tliły błyski niepokoju.
Z uniżonym ukłonem przystąpił do de Risor‘a. Szybkiemi, przyciszonym głosem wypowiadanemi słowami, począł coś tłumaczyć, wskazując co chwila ruchem ręki okna.
Don Just zwrócił się do Wyhowskiego:
— Proponuje nam, abyśmy przeszli do innego pokoju. Ten, jakoby, narażony być może na ostrzeliwanie ze strony atakujących. Jakkolwiek obawy te wydają mi się nieuzasadnionemi, gdyż nie może być mowy o tem, aby atakujący wyparli tak prędko wojska z przedmieść, jednak ze względu na to, iż nie jesteś pan sam, lepiej może będzie, gdy pan rzeczywiście posłucha rady tego poczciwca.