Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Z tego, iż towarzyszki pana są angielkami wnioskuję, że i pan również jest anglikiem. Czy tak? — rzucił, gdy Wyhowski skończył swe opowiadanie.
— Nie, panie, jestem polakiem!
Hiszpan ucieszył się widocznie.
— Polak! — wykrzyknął, wyciągając dłoń ku Wyhowskiemu. — Szczęśliwy jestem, że mogę powitać w panu przedstawiciela narodu, dla którego zawsze czułem sympatję i prawdziwy podziw!
Potrząsnął kilkakrotnie jego dłoń, ściskając ją serdecznie.
— Nie odmówi pan mej prośbie i wychyli wraz ze mną kieliszek wina na cześć pańskiej wielkiej Ojczyzny! — prosił i, nie czekając na odpowiedź, przyciśnięciem guzika elektrycznego dzwonka przywołał garsona, któremu rzucił parę słów polecenia.
Zapalili papierosy. Tymczasem obok stołu pojawił się już stoliczek ze stojącą na nim srebrną wazą, z której wyglądały ciekawie główki paru butelek oryginalnego Roederera.
Garson, napełniwszy kielichy, oddalił się, stąpając bezszelestnie po puszystym dywanie, zalegającym posadzkę czytelni.