Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

upadały wprost ze zmęczenia, gdyż lotnik, który przez całą noc nie zmrużył oczu, wsłuchując się w oddalone odgłosy wybuchów, wyrwał je z objęć snu równo z porannym brzaskiem, pragnąc jaknajśpieszniej opuścić Kadyks, w którym, jak zdążył już zauważyć, wiadomości o wypadkach Sewilskich wywołały powszechną panikę.
Nieprzespana noc i prawie dwanaście godzin nieprzerwanego ślęczenia przy kole sterowem zmęczyły go również.
Lecz ciekawość była silniejsza od zmęczenia.
W niewielkim, komfortowo urządzonym salonie czytelni panowały przeraźliwe pustki. Jeden tylko, siwiejący już dobrze, pan, siedział przy okrągłym stole, zarzuconym dziennikami i czasopismami. Pan ów zdawał się być całkowicie pochłoniętym wydmuchiwaniem pod sufit misternych kółek dymu z papierosa.
Na ukłon wchodzącego odpowiedział wytwornem pochyleniem głowy, poczem powrócił znów do przerwanego wejściem Wyhowskiego beztroskiego zajęcia.
Ten, zająwszy miejsce na vis-a-vis palącego, przerzucał dzienniki, usiłując natrafić na gazety francuskie lub angielskie.