Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

to panu powiedział, że ja wierzę bezkrytycznie we wszystkie autorytety? Właśnie, że niezbyt im dowierzam, zwłaszcza, gdy autorytetami tymi są... mężczyźni!
— Chciała pani zapewne powiedzieć... tacy mężczyźni, jak pan? Czy nie zgadłem? — śmiał się Wyhowski, spostrzegłszy z zadowoleniem, że starcie to poczyna bawić Amy.
Pani Daisy wzruszyła lekko ramionami.
— Domyślność pańska jest zadziwiająca. Rzeczywiście... to miałam na myśli.
Komiczno-tragicznym ruchem wzniósł ręce ku górze.
— Bogi Olimpu, Hadesu i innych takich przyjemnych miejsc, wzywam was na świadków, że pani Daisy obraziła mię! Zemsta moja będzie straszną, ku czemu dopomóżcie, o bogowie! I cóż pani ma mi do zarzucenia, skoro w jej oczach upadłem na samo dno pogardy?
— Owszem... zadowolę pańską ciekawość! Otóż, mężczyzna nieposiadający własnego, trwałego, niewzruszonego zdania — nie jest mężczyzną! Pan nie ma własnego zdania, lub, co gorsza, nie umie się przy niem utrzymać, więc...
Spojrzał na nią, lekko zdziwiony.