Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nazajutrz od wczesnego ranka Wyhowski, otoczony sztabem mechaników, rozpoczął próbne loty.
Aparat trzymał się w powietrzu wyśmienicie. Podrywał się z ziemi lekko, jakkolwiek koła rozpędowe umieszczone były tylko prowizorycznie, gdyż zaopatrzony on miał być w ślizgawce wodne i w łyżwy, pozwalające mu na wzbijanie się i lądowanie na polach śniegowych.
Próbne loty trwały niedługo. Już po czterech dniach aparat kołysał się na wodach Sekwany, podziwiany przez tysiączne gromady ciekawych, którzy, przypomniawszy solne projekt Wyhowskiego lotu nad obydwoma biegunami, sądzili, że śmiały lotnik wyrusza właśnie w tę podróż. Odbiło się to nawet echem w paru dziennikach.
On zaś, snać unikając manifestacyjnych owacji pożegnalnych, wzbił się w górę pewnego mglistego ranka i w parę godzin później wylądował na lotnisku w Croydon, leżącym, jak się to mówi, u samych wrót Londynu.
Amy powitała go z radością.
Przez czas jego nieobecności zdrowie jej poprawiło się o tyle, że mogła już opuścić łóżko i, korzystając z ciepłych, pogodnych dni lata, całe godziny spędzała na tarasie willi,