Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

leszcząc swą atłasową suknią i brzęcząc sznurem pereł, owijającym kilkakrotnie jej wysmukłą, rasową szyję.
— Amy! Więc kiedyż nareszcie przyjdą? Mamy czekać? — pytała niecierpliwie.
Lady Devey wzruszyła ramionami.
— Ach, Daisy! Nic nie rozumiem! — mówiła, mrugając szybko powiekami, jak małe dziecko, któremu się zbiera na płacz. — Edward przed chwilą zakomunikował mi, iż dzisiaj o jedenastej wyjeżdża do Glasgow, a stamtąd na wyspę... Jana... Jana...
— Jana Mayena! — dopomógł jej pamięci Wyhowski.
— Tak... tak! — potwierdziła żywo. — Na wyspę Jana Mayena!
— Po co? — zadziwiła się pani Athow.
Amy rozwiodła rękami na znak, iż powód niespodziewanego wyjazdu męża nie jest jej znanym.
Pani Athow milczała chwilę, gryząc swymi białymi ząbkami wargi, co było u niej zazwyczaj oznaką wielkiego zdenerwowania.
Lady Devey, przywoławszy tymczasem dzwonkiem pokojówkę, wydawała jej półgłosem polecenia, tyczące się spakowania rzeczy i drobiazgów, które mogły być potrzebne w drodze profesorowi.