Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mu! — rzekł ze sztuczną nieco powagą w głosie.
Pani Athow spojrzała nań kącikami źrenic.
— Pan mówi to... serjo, czy też?...
Młody człowiek skłonił lekko głowę.
— Jaknajbardziej serjo! — zapewnił uroczystym tonem, jakkolwiek na twarzy jego wyraźnie odmalowała się chęć wybuchnięcia głośnym śmiechem. — Wogóle... mężowie, proszę pani...
Słowa jego przerwał lekki okrzyk lady Devey. W okrzyku tym brzmiała tak wyraźna nuta bezmiernego zdumienia i niepokoju, że rozmawiający umilkli momentalnie i utkwiwszy wzrok w rozwartych drzwiach buduaru, nasłuchiwali w skupieniu.
Lecz głos lady Devey umilkł nagle.
W parę sekund później wysmukła jej postać zarysowała się na ciemnym tle wnętrza buduaru.
Spojrzenia gości zawisły pytająco na jej ustach.
Lady Amy obwiodła ich wzrokiem, w którym malowało się zdziwienie i coś, jakgdyby niezadowolenie.
Pani Athow nie wytrzymała. Powstawszy żywo z kozetki, podbiegła ku gospodyni, sze-