Strona:Wacław Gąsiorowski - Zginęła głupota!.pdf/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ska przysłali do mnie z prośbą po składkę, mając coś pilnego do zapłacenia.
Hilary nerwowo się uśmiechnął.
— Et! Drobiazg! Wyjaśni się jutro! Jakieś nieporozumienie tylko... mała rzecz! Dobranoc... dobranoc!
Skoro świt, zerwał się Światowidzki z posłania. Spać tej nocy nie mógł, dręczyły go zmory jakieś i widziadła. Ubrał się więc pośpiesznie, zadzwonił o herbatę i zaczął nerwowo przerzucać znów różne księgi, papiery i akta. Godziny płynęły za godzinami dziwnie wolno. Hilary co chwila spoglądał na zegarek. Wreszcie wybiła dziesiąta. Światowidzki polecił służącemu zapytać się, czy Wieszkowski już przyszedł. Nie było go jeszcze. Bankiera ogarniało coraz większe zniecierpliwienie. Ledwie około jedenastej zjawił się szef biura.
— Panie Hipolicie! Na Boga! co pan robi? Taki ważny dzień, a pana nie widać! Czy pan już... był... tam?...
— Nie, nie jeszcze; idę właśnie, zajaz idę, niech pan piezieś będzie tylko spokojny.
— Spokojny, spokojny... To się tak łatwo mówi. Ale, czy otrzymawszy asygnacyę dzisiaj, będziemy mogli podnieść należność z kasy gubernialnej?