Strona:Wacław Gąsiorowski - Szwoleżerowie gwardji.djvu/346

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wpływu zażyła a sama zawróciła, niby to do świetlicy Lecz porucznik na to porwał się, chlust we drzwi za panią Gofartowską i odrzwia za sobą przywarł.
Pani Florjanowa pobladła, spochmurnieli Żubrowie, panna Urszula posmutniała. Juści nic dobrego to rozmawianie się porucznika z panią Gotartowską nie wróżyło.
Trwało tak długo, długo, aż raptem drzwi się z trzaskiem rozwarły, porucznik wybiegł czerwony, jak burak, chwycił pannę Urszulę, zawinął nią i przed panią Gotartowską postawił. I nim panna Urszula zdołała go skarcić, nim domowi zorjentować — huknął basem.
— Matuś, błogosław!
— Co waćpan, — co waćpan! — wylękła się panna Urszula.
— Pozwól — wmieszała się łagodnie pani Gotartowska — z serca rada ci jestem, lecz zapytać muszę córki...
— Cale zbyteczne! — Wziąłem parol i dałem parol...
— Waćpan, co waćpan! — trzepotały usteczka.
— Jakto ten... więc się waćpanna chcesz zapierać a talizman. a ten tu wiechełek, co mnie trzy kwartały męczył...
— Prawda, lecz waćpan, lecz z waćpanem po wojnie... była umowa...
— Otóż rozsądne słowo, — dziękuję ci za nie, Urszulko. Tak, poruczniku, — rada ci jestem i jeżeli to nieboże skłania się ku tobie — dziej się wola Nieba... Jeno, jeno czasy ciężkie, czasy ponure, żałobne czasy! — Trzeba z weselem poczekać!... Ufam, znam cię, że tak samo myślisz?... Bo nie przeszkadzać chcę, jeno, według waszej intencji rozstrzygnąć...
Porucznik spojrzał na pannę Urszulę tak smętnie, tak żałośnie, że dzieweczce krew uderzyła do głowy.
— Tak. mateńko — ozwała się rezolutnie — i my z panem porucznikiem tak samo... z weselem można po¬ czekać... lecz ślub... to... to... może być zaraz!

KONIEC.

Paryż 27 stycznia 1911 roku