Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/363

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z ostatniem uderzeniem dzwonów czapę nałożył, rzekł z przekąsem.
— Trzeba ci było do kapucynów wstąpić!...
Ułan milczał.
— Nie odpowiadasz, do kroćset!?...
— Nie przeszkadzaj! — odrzekł cicho ułan i odwrócił głowę ku lśniącej toni.
Grenadjer splunął z obrzydzeniem.
— Djabli nadali! Wam zawsze sentymenty!... To jaskółcze gniazdo jak dla was stworzone... niczego innego nie trzeba!... Tfy!... A człowieka, jak się spojrzy na wodę, aż ckliwość ogarnia!... Zeszło nam?... Co?!...
Ułan westchnął.
— Mały kapral także coś na humorze stracił, uważałeś?... Z początku chciał tu badylarza udawać, w hreczkosieja się bawić!... Mało to nas napędzał?... Mnie garście świerzbiły, kiedy nasz bataljon wyznaczono do sadzenia drzew!... Żeby tak mnie zobaczył kto z Balbigny!... Niechby tak matka Zuzanna wiedziała, że ja, grenadjer pierwszego bataljonu, piątej kompanji!... Do kroćset, stara gwardja na psy schodzi!...
— Vraincourt! — odparł oschle ułan — myślisz, widzę, tylko o sobie?
Grenadjer poczerwieniał.
— Jakto o sobie!! Zdaje ci się, że mi żal tych moich zbutwiałych kości!?... Do kroćset, jeszcze nie spróchniałem na tej nikczemnej wyspie i jeszcze nie oślepłem!... A cóż, myślisz, że tak łatwo patrzeć jak, malejemy i odmawiamy sobie wszystkiego. W zeszłym tygodniu były nasze imieniny!... Piętnasty sierpnia! Do kroćset, w tym dniu po trzysta armat warczało na wiwaty!... Cały świat korzył się przed nami!... A Schoenbrunn pamiętasz? A dziesiąty rok!... Toć i myśmy winszowali! A teraz? Ani jednej rakiety, ani jed-