Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gła mi nigdy wyjść z pamięci. Czułam do ciebie coś, co się nie da określić!...
Hrabina mocno wyciśniętym pocałunkiem zakończyła to wspomnienie i jęła zasypywać szambelanowę pytaniami.
Pani Walewska w kilku wyrazach wyspowiadała się ze wszystkich swoich rannych zdarzeń, sprawę bukietu zostawiwszy na ostatek.
Hrabina z całem skupieniem słuchała zwierzeń szambelanowej, łaskawie im potakując, dopiero na wiadomość o odprawie danej gwardziście, zasmuciła się nagle i westchnęła.
Panią Walewskę ta cicha odpowiedź zmieszała — pospieszyła więc się usprawiedliwić.
— Mogłamże postąpić inaczej?! Nawet nie pytałam, kto go przysłał. Nie chcę tych hołdów, ani nie mam prawa ich przyjmować!...
— Tak, ale kwiatów nie odrzuca się nigdy!
— Nigdy!?
— Tak, moja najdroższa, bo kwiat to nietylko pamięć, przypomnienie, ale i cały szacunek, uczczenie! Nie wiem, gdziem czytała o tem, że najsrożsi bożkowie kwiaty mieli za najmilszą ofiarę! Podobno okrutne, nieubłagane oczy Gorgon na widok kwiatu roztapiały swe śmiertelne spojrzenia! Kwiat swem dotknięciem hołduje, kwiat nie może zadrasnąć, on jest czystym nawet i wtedy, gdy go ludzie usiłują użyć za tłumacza swych własnych, ludzkich myśli! Kwiat zawsze wieje szlachectwem natury, zawsze przywodzi piękno...
— Lecz niekiedy kryje truciznę, odurza!
Hrabina przymrużyła swe szkliste, podkrążone sinemi obwódkami oczy.
— Jeżeli kto się z nim nie potrafi obchodzić, jeżeli zostawia się go w sypialni zamkniętej szczelnie, jeżeli szuka się w nim rozmyślnie tego, czem istotnie nie jest!
— Nie przeczę, ale nie mogłam dla siebie samej...