Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dłuższy odprawić, lecz i u pana Rejenta Raszanowicza rady, co do skryptu, zasięgnąć...
Grużewski oczy zmrużył, ożywczem tchnieniem, idącem ze skradającego się ku Dźwinie zagajnika, odetchnął.
Pięć lat, cale pięć lat zeszło od chwili, gdy po raz ostatni na mur, okalający klasztor benedyktynek krożańskich się wspinał, gdy po raz ostatni, za krzem głogu, rączkę Marysi Raszanowiczówny w ujęciu miał!
A przed tem! Kiedy go ojciec nieboszczyk, za radą księdza Kłągiewicza, do gimnazjum krożańskiego zawiózł na dokończenie domowej edukacji, to cała piąta klasa już była w Marysi rozmiłowana. Osobliwie Rajecki. Grużewski, skuszony ciekawością, na mszę niedzielną, między katolików, się wmieszał i tam, u benedyktynek, Marysię ujrzał. I odtąd najpilniej do kościoła uczęszczał. Nie podobało się to księdzu Kłągiewiczowi, bo nie chciał, aby go ojciec, szczery dysydent, pomówił, że mu syna od kalwiństwa odrywa przemocą. Ale Grużewski potrafił tak gładko się przymilić księdzu prefektowi, że ten ani poczuł wilczka, co się do benedyktyńskiej owczarni skradał.
W trzy miesiące niespełna Grużewski już do ogrodu benedyktynek trafił i na orzechu wysiadywał, czyhając na sposobność zobaczenia Marysi. Raz panny bawiły się na polance, w pobliżu orzecha. Grużewski, ukryty na drzewie, wodził za rozbawioną Marysią tęsknem spojrzeniem, a że orzechy były pod ręką, więc je chrupał. Wtem, w gromadzie dziewcząt, zawołano: — w chowanego! — Grużewski nie zdołał ledwie co obranego orzecha połknąć, gdy Marysia zafurkotała spódniczkami i — bęc, pod orzechem, przycupnęła.
Grużewskiemu serce załomotało. Miał pełne usta