Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/369

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

lepszy, iż nawet panna ma prawo chorągiewkę sobie sformować i regimetarza udawać.
Załuski się żachnął, lecz, wspomniawszy na zacność rodu, pohamował się i Straszewiczowi polecił rozmówić się z hrabianką, a co najważniejsze — odprawić ją co prędzej.
Straszewicz bardzo zgrabnie wywiązał się z zadania. A choć Emilja raz i drugi zmieszała go prostą a szlachetną odpowiedzią, choć rozbroiła a przecie odgadał szczęśliwie rozkaz Załuskiego i, wraz z komplementem dla hrabianki, rzecz zakończył oświadczeniem, iż naczelnik upicki nie ma dla niej szarży, a na przyjęcie hrabianki do szeregu zgodzić się nie może, bo nie ma ani sił, ani środków, by ją uchronić przed setkami przykrości, wynikających z przymusu obcowania z prostakami.
Hrabianka usiłowała jeszcze odezwać się, odeprzeć wywody, lecz Straszewicz znów komplementami sypnął i wykręciwszy się na pięcie, pozostawił Emilję samą.
Hrabiankę gorycz zdjęła. Od tygodni darła się do Załuskiego, od tygodni żyła imieniem naczelnika upickiego — i na to, aby ją tu odtrącono. Emilja wyszła z dworku Załuskiego na miasto i skierowała się ociężale ku lepiance na skraju, kędy była zostawiła chorą Anetkę Prószyńską pod opieką Półnosa.
Lecz, tuż przed lepianką, mocy jej zabrakło na rozpowiedzenie przyjęcia, które ją spotkało, więc usiadła na kamieniu przydrożnym i pogrążyła się w bolesnej zadumie.
Oto od trzech prawie tygodni tułała się, lasami się przedzierała, puszczami kluczyła, tak, od pamiętnego pogromu za Jeziorosami, od chwili, gdy gromada kmieci z młodszym Stęgwiłłą wyrwała ją przemocą bagnetom,