Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/343

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przytulił. Nie broniła się, nie wyrywała, jeno główkę w tył odrzuciła, jakby do całunku się składała.
Akademik rozgorzał. Przysięgami rzucił, zaklęciami. Pierścioneczek, co po babce miał, na paluszek nałożył a wreszcie przypiął się zdradziecko do rozchylonych ustek i do uszka pod drżący na muszelce kolczyk się dorwał.
Panna Joanna zaś jeno słaniała się, jeno pierś jej falowała, jeno zapuszczone powieki poczerniały jej nagle a drobne paluszki skubały kurczowo kurtę strzelecką akademika.
Drzwi boczne zaskrzeczały natrętnie.
Lenartowicz oderwał się, zatoczył i rzucił do drzwi.
W chwili, kiedy pan Michał biegł doganiać swych kolegów, kapitan Stelnicki doczekał był się powrotu Biruli z czatami.
Moskale byli w Ukropiszkach. Trzech najpierwszych sprzątnięto jeszcze. Zmitrężą przy narzucaniu nowego mostu, lecz rozpięcie niewielkie pozwoli im się w godzinę uporać z grubsza.
Stelnicki gotował się do pochodu, a baczył jeszcze, jakby można przez Oszmianę bokami przejść, aby cofający się ostatni oddział trwogi nie powiększał a stłoczenia uniknął.
Naraz dopadł go „desperat“ Zienkowicza.
— Rozkaz Naczelnika! Rozkaz!
— Jaki rozkaz.
— Arjergarda zarządzi wywiezienie magazynów. Zatrzyma nieprzyjaciela na przedmieściu, aby ułatwić wyprawienie wozów; a cofając się będzie te wozy osłaniała.
Kapitan żachnął się.