Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Daszków i duszy waszej nie daruje! Niech taki znaczenia się doczeka, a przy nim i sam Nowosilcow będzie dla was barankiem. Na takich jest tylko jeden sposób, inaczej wasza „niepodliglość“ pod ziemię się zapadnie!
— Za pozwoleniem — przerwał cierpko Grużewski, — lecz nie rozumiem zgoła słów pana majora.
Werculin czknął przeraźliwie i zaśmiał się jowialnie.
— Cha-cha! Pan Grużewski nie rozumie! A ja z wami po włosku, po bratersku, po chrześcijańsku. Co tu gadać, u nas, w Italji, jest rewolucja!
— Jakto, więc już i w Italji! zdumiał się szczerze Grużewski.
— Za trzy płacić muszę! — zaintonował głośniej Półnos.
— Zostawcie, pan Półnosu!
— Kiedy bo major dobrodziej myślisz, że mam jedną duszę, a mam cztery!
— My o czem innem. Tak, pan Grużewski, rewolucja idzie...
— Zaraz, liczmy dobrodzieju! Jedna dusza własna, szlachecka i trzy „skazkowe“... do płacenia pogłównego. Uważ jeno, masz ziemię, czy nie masz, masz poddanego, czyli nie, kiedyś szlachcic, to płać za trzech drabów... Cztery dusze masz na jednym karku; Majorowi dobrze, bo ma aby jednę do noszenia i to włoską, — a ja za trzy płacić muszę...
— Zostawcie!
— Jakże mam ją zostawić, kiedy, akuratnie rzekłszy, jest jedna! — dowodził z ferworem pijackim Półnos.
Werculina niecierpliwość zdjęła. Chciał przerwać