Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/320

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ciera już do Kalwarji. W dwu marszach może być w Kownie... Wysłano szwadron na przecięcie komunikacji między Wilnem a Lidą. Drugi szwadron ruszył ku Wołożynowi, bo stamtąd nadeszła wieść, iż znaczna kolumna moskiewska nadciąga z Mińska na Oszmianę ku Wilnu. Prowadzi Rutkowski. W Święcianach rewolucja. Garnizon rozbrojony. Kubliccy się spisali. Dowodzi Bortkiewicz. Wołodkowicz przysłał gońca do Przeździeckiego. Chodźko z Odachowskim wyjechali do Wilejki. Kupy nowozaciężnych idą ciągle. Dwa tysiące luda i to dwa tysiące już zapakowanego do szeregów jest w Oszmianie. Nic ująć, a to nie koniec jeszcze, początek bodaj!
— Duch zawsze dobry?
— Jaknajlepszy! Swarów nie brak, bo gdzieby bez swarów. Ten chciałby kapitana zamiast porucznika, ten by chciał kapralować. Inny myślał całym zostać dowódzcą... Lecz klaruje się porządek, klaruje się posłuch, zapał, otucha wzrasta... Mieszczuchy idą murem, chłopstwo ciągnie zewsząd, nawet burłacy się dzisiaj opowiedzieli do komendy, dowiedziawszy się, że dziedzice wolność ludowi rolnemu wracają i ziemią z nimi się chcą dzielić.
Więc dobre były nowiny, bo znaczące tężyznę, czujność dowództwa i zabiegliwość.
— A jak z naszymi?
— Nasi sobie chwalą. Łotwie tylko czegoś markotno, bo co zresztą na kwaterach sprawiedliwie wszystko. Jako już ostrzelanych żołnierzy na muszterunki ich nie ciągają.
— Czy sztab zdecydował?
Pan Godaczewski wyciągnął z zanadrza złożony papier.