Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/288

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ani mowy, w Polesiu czekają. I nietylko w Polesiu.
— Więc zaczynacie, więc już?...
— Niewiadomo.
Emilji przyszło na myśl, czyby nie dobrze było porozumieć się, zawilejszczanom posłużyć, do opanowania Święcian dopomódz, lecz panowie Kubliccy, na pierwsze napomknienie, wyprostowali się dumnie.
— Zawilejszczyzna sama poradzi.
— Lecz wy nie jesteście sformowani, a tutaj oddział znaczny, gotowy, nawet ostrzelany.
— Wy wygralibyście niezawodnie jedną bitwę a my chcemy wygrać cały powiat.
Panowie Kubliccy na tem urwali i ruszyli w drogę.
Desztrung przymówił powiatowej ambicji, lecz gospodarz się ujął.
— Niechaj sobie ambicja. Każdemu się należy. Na zwołanie cietrzewi cietrzewia musisz a nie głuszca. A Święciany na Wilejkę patrzą, bo dla nich Wilejka to marszałek Giecewicz, to Wołodkowicz a za Wilejką drogi zawalone rosjanami.
Relacje panów Kublickich zaważyły na losach oddziału Emilji. Stwierdzały one bowiem zarówno pomyślne wieści o rozszerzaniu się ruchu powstańczego, jak i słuchy o zaostrzonej czujności i gorączkowych posunięciach garnizonów moskiewskich, rezydujących w Mińsku, Wilnie, Kownie i Dyneburgu. Należało więc teraz dążyć wytrwale do połączenia się z większymi oddziałami, lecz należało dążyć bardzo ostrożnie, aby nie ponieść takiej porażki, jak pod Jeziorosami.
Hrabianka zwołała natychmiast starszyznę na naradę.
Zgodzono się prawie jednomyślnie na jedno.