Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Do Landskorony, do Landskorony!
— Znasz pan! Toż byś mnie z kłopotu dobył gdybyś mnie powiedział, jak się do Landskorony najkrócej dostać! Istne zamieszanie. W Kiejdanach mówili mi, żebym na Święciany się brał, w Wilkomierzu tłumaczyli, że Landskorona jest pod Dzisną, w Dowgielach, że pod Lucynem...
— Zaraz, niech wspomnę. Landskorona Borchów była, a teraz... Marcin Kamieki wziął ją razem z Borchówną! Znam dobrodzieju, wiem! Kanclerz Borch miał dwóch synów: wojewodę bełskiego i starostę lucyńskiego! Po tem — synów ledwie a córek nadto. Jednę z nich pojął Kamieki, drugą Tyman. Temu Landskorona wypadła, tamtemu Leymany. Tale! A Koniecpol przedał Borch marszałkowi Weyssenhofowi!
— Doskonale! Zdumiewam się pamięci pańskiej! Może kapeczkę!
— Che-che! Aby oblizać! Młodyś, dobrodziej, gdybyś tyle roków, co ja, przeżył, tyle świata, bez ziemi, zjeździł, pamiętałbyś także! Tak, tak, trzydzieści mil wkrąg, chcesz wiedzieć, co Łappa, co Żaba, co Komar, toć powiem! Ciekawyś, jak Dowgierdziszki od Dowgirda przez Paców i Sapiechów do Romerów przeszły, mnie pytaj! Myślisz, czemu w Siesikach siedzi Dowgiałło, a nie jaki Dowmunt-Siesicki, bez Półnosa, nie wymyślisz.
Grużewski się rozochocił.
— Istna księga z pana.
— Aby zwyczajny raptularz.
— Za pozwoleniem, a Kielmy, odkąd do Grużewskich należą?
— Chcesz dobrodziej brać mnie na popis? Hm! Roku ci nie powiem, bom do liczb nie chybki. Kielmy!