Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tymczasem, rozesłane na wsze strony, rekonesanse z niczem wracały. Nawet ruchliwy zazwyczaj trakt dyneburski, krom garści kmieci okolicznych, nie dawał upragnionego języka; nawet spodziewana a niezawodna landara pocztowa z Jeziorosów nie nadchodziła.
Hrabiankę niepokój zdjął. Według planu, winna była ku Dyneburgowi dążyć i dążyć tak, aby naddźwińska forteca nie zdołała mostów ziwieźć, aby wybuch buntu Szkoły Podchorążych wypadł równocześnie z niespodziewanym napadem. Wyciągnięcie generała Szyrmana z fortecy było poniekąd dobrą wróżbą, bo osłabiało Dyneburg, — lecz znów spotkanie z generałem na drodze groziło, jeżeli nie klęską, to popłochem i obudzeniem czujności fortecy.
Starszyzna, zwołana na radę, podzieliła się na zadufanych, gotowych z widłami na całą armję maszerować i na nieufnych, obawiających się lada śmielszego postanowienia.
Nadomiar deszcz, który dotąd mżył znośnie, w pluchę wietrzną a przejmującą wskroś się zamienił, niewoląc powstańców do szukania schronienia po dworkach i izbach, i zmuszając ich do przedłużenia postoju.
O zmierzchu dopiero, wraz z ustatkowaniem się ulewy, nadeszła pierwsza i pewna wiadomość. Mianowicie Półnos, który samotrzeć wózkiem na ochotnika się wysforował do Sołok, powrócił z nowinami, że z Deguci ledwie co wyciągnęła kompanja piechoty, wracająca do Dyneburga, i że, krom niej, niema wpobliżu żadnego wojska. Ale — że kompanja musiała dowiedzieć się o wybuchu rewolucji, bo nad ranem do kapitana dowodzącego strażnik się opowiedział, poczem wnet zabębniono na alarm, rozstawiono straże w wylotach ulic, a całą kompanję ustawiono pod bronią. Nadto,