Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dla się przedmiot. Ale, że tłum był niejednolity, boć tyle liczył dusiackich, co i przybyłych z Antuzowa, Uszpola, Jużant czy Subocza, tedy i rzeczy tłumaczenie było rozmaite i wątpliwości coraz więcej się mnożyło. Ten i ów mowniejszy a estymy zażywający kmieć, ten i ów z cywunów, ekonomów, czy zagrodowych szlachciców, usiłował kwestję rozstrzygnąć, lecz, nim z jedną się uporał, już waliła druga i taka, że ani weź z niej wybrnąć.
Stąd, kiedy na placu przed kościołem, ukazał się pisarz gminny, imć pan Ciupajko, wnet go mrowie obiegło, a z kilkudziesięciu ust zerwało się pytanie:
— Jaka-że teraz jest wolność chłopom?
Imć pan Ciupajko, który, według swego narowu, pałeczkę przy święcie już od rana zalał, wytrzeszczył oczy na tłum.
— Hę?... wolność chłopom? hę?
— Według tego, co ksiądz proboszcz kazał!
Imć Ciupajko potarł spocone czoło, czknął okowitą i powieki przymknął, niby dla lepszego rozejrzenia się w przyćmionej mózgownicy.
— Sprawiedliwie kazał — podpowiadali chłopi, — sprawiedliwie!
— Kazał! Hm!... Kiedy przykaz był tedy... ani mrumru! Ani mrumru. Pańskie musi być i skarbowe musi być... inaczej do kancelarji i... na ławę... choćbyś, choćbyś dwa świniaki... nie u ten...
Na ten wywód, choć pijacki, pomruk odczarowania przebiegł ciżbę. Lecz jeden ze starszych kmieci do rdzenia rzeczy chciał dotrzeć.
— Kiedy bo akuratnie, panie pisarzu, proboszcz czytał z pisanego, jako pan graf wszystko darował chłopom i jako inne pany takoż darują, i czynsz, i ziemię, i pań-