Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— My? — nic, kazałem już zamieść drewutnię.
Pani Błażejowa flegmatycznego była serca i nie skora do alteracji — a przecież, w godzinę po przybyciu nieszczęsnych „hułanów“, jęła wręcz pomawiać męża o rozumu zmieszanie. Toć raptem cały świat znikł mu z oczu. Nic go nie obchodziły nawoływania gości, nic pogróżki, nic hałasy. Parobcy dowodzili za szynkwasem. Leli w szklanki, co chcieli i komu chcieli, bez porachunku. Forysie, popasem stojący na podwórzu, sami baraszkowali w obrokach, zaglądali już do piwniczek, a imć Onoszko jeno „hułanami“ był zajęty, o nich tylko myślał, im służył, przy nich trwał.
Dwakroć pani Błażejowa usiłowała dobyć męża z tego hułańskiego opętania. Nawet na nią nie spojrzał, nawet nie słyszał. Babę żałość ścisnęła. Za szynkwasem przysiadła, dzieciakowi nos wytarła i już chlipnąć miała, gdy nagle pan Błażej wsunął się za szynkwas i jął wazę opatrywać a butle przezierać. Panią Błażejową poderwało.
— Rany Boskie, patrzże, co się dzieje! Goście gwałtują, a ty ciągle z tymi... tymi...
Imć Onoszko cmoknął przeciągle.
— Uważasz, starszy Krajewski, a młodszy Zabiełło. Pierwszy pułk księcia Oranji!...
— Człowieku, toć ten gruby szlachcic, co w dużym alkierzu stoi, od najgorszych klnie...
— Hm! Myślisz! Ale, nie pamiętasz, wszak ci u Łukaszów, w Ginteliszkach, była czwórka źrebiąt srokatych? Podaj mi arak! Co? Była!
— Zastanów się...
— Właśnie się zastanawiam, jeno nie jestem pewien, czy źrebięta były kasztanowato-srokate, czy gniado-srokate. A to ważne, bo konie trębackie, w pierw-