Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tetowi damy dzień do namysłu — lecz parol, że ani godziny więcej. Kwietniowa niedziela musi nas zastać pod sztandarami...
— Lub w drodze na zesłanie! Wszak słyszałeś, iż tu, lada moment, spodziewamy się śledztwa, gdybyż jeno śledztwa!
— I dlatego, kuzynko, trzeba, byś natychmiast wyjeżdżała z panią podkomorzyną do Antuzowa. Tu ani ty, ani pani podkomorzyna nie możecie pozostać. Wyprawa na Dyneburg? Właśnie o nią idzie. Rozprawa może Liksny sięgnąć, a wówczas, pomyśl, iż i życie, i mienie podkomorzyny wystawione byłyby na niebezpieczeństwo. Ochotnicy owsiejowcy — ci muszą za Dźwinę się cofnąć gromadkami i za lasy Subockie dążyć. Tam zaciszniej i dalej od traktu. Gdy czas przyjdzie, jednego dnia starczy, aby Owsiejowa sięgnąć. Zresztą sama mówisz, kuzynko, że, krom na tych, którzy czekają, na nikogo więcej liczyć nie podobna, że dopiero zdobycie Dyneburga może ocknąć resztę łoty-szów i burłaków zjednać.
Hrabianka usiłowała bronić się przed opuszczeniem Liksny, lecz graf Cezary z tak stanowczemi argumentami wystąpił, że Emilja uległa, biorąc wzamian za swą zgodę parol uroczysty, iż Cezary z drogi powrotnej wiadomość do Antuzowa przyśle, aby owsiejowskich zawczasu wyprowadzić.
W niespełna godzinę, po zawarciu tego układu, Cezary, nie bacząc na noc mglistą, na przedłożenia podkomorzyny, na wieczerzę zastawioną, na nieśmiałe a tęskne spojrzenia Anetki Prószyńskiej, ruszył w drogę do Wilna.
Ten nagły odjazd grafa Cezara popsuł zgoła humor podkomorzynie, która plasowała się na niezwykłe