Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

latach, trudno młodym myślom nastarczyć, trudno wyrzec się dawnych wyobrażeń... Boże ci błogosławi... ale cóż, wstyd powiedzieć, wolałabym cię mieć inną...
Był to ostatni protest podkomorzyny. Od tej pory staruszka jakby ogłuchła, jakby nie wiedziała, co się wokół niej dzieje.
Tymczasem do Liksny przybył strzelec z Dusiat, od Cezarego, i przybył z takiemi nowinami, że hrabiance dech zamarł w piersiach, że rezolutnej Anetce Prószyńskiej nie starczyło wartkiego słowa.
— Pod Warszawą — pisał Cezary — bitwa była, bitwa okrutna, zawzięta, trzy dni trwała, krwawa bitwa, tysiące poległo... Dybicz w Warszawie! Takie wiadomości nadeszły z Wiłkomierza, ale nie należy im dawać wiary, boć wzięcia Warszawy nie trzymanoby pod korcem! Więc w tem fałsz, fałsz niezawodny, ale i to prawda, iż nie wolno dłużej mitrężyć. Z Telsz dotąd żadnego odzewu i znikąd odzewu. Michał Lisiecki wrócił z wesela swego z żoną i już się przypomniał z Porakiszek. Gotów iść w pierwszy ogień. U Morikoniego w Sołach zwiedziono wszystkie mosty dla tem spokojniejszego zbrojenia. Morikoni ekwipuje Lisieckiemu szwadron ułanów i legję ze świadoskich strzelców. Mnóstwo szlachetnych wystąpień, — lecz cóż z nich, gdy kunktatorstwo studzi serca, niweczy zapały. Teraz cała nadzieja w Staniewiczu. Gdyby coś doniosłego zaszło, Cezary albo zaufanego wyprawi, albo sam przyjedzie, bo pisać coraz niebezpieczniej.
I znów po tym liście głusza zaległa Liksnę. Wszystko zdawało się, jak co dnia, układać, jak zazwyczaj w marcu i wielkim poście, wlec. A bodaj ciszej nawet, ospałej, gdyż i folwarczne zabudowania czegoś opustoszały, i chaty wyludniły się, i majsterków zabrakło