Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Po tym pamiętnym zjeździe familijnym, który w łonie starszyzny stanowił, aby, bez nowego zebrania, nic w pojedynkę nie przedsiębrać, ład prastary rodu najniespodziewaniej prysnął i w ten sposób, że gdy pan Adam krasławski w sumieniu swem czynił sobie wyrzuty za uchylenie się od zachowania onej rezerwy, takież same wyrzuty doskwierały panom Michałowi, Gasparowi, Ignacemu i Stanisławowi. Krótko atoli trwały te zatargi z sumieniem, cios stanowczy zadał im pachołek, przybyły do Szlosberga z listem od pana referendarza z Warszawy. List a raczej lakoniczna kartka zawierała wiadomość, iż pan Ludwik jedzie, aby wraz z generałem Kniaziewiczem szukać w Paryżu pomocy dla wskrzeszonej Polski, oraz że najstarszy syn pana Jana, Edward, zaciągnął się do artylerji, a pan Jan, wedle sił, służy dobrej sprawie. Pan Michał strzymać nie mógł i tego samego dnia jeszcze wyprawił posyłki do rodzeństwa i krewniaków i ze swego przeniewierstwa się wyspowiadał. Aliści, zanim posyłki traktu dopadły, zjawili się forysie z Antuzowa, Dowgieliszek i Krasławia, przywożąc panu Michałowi oświadczenia, choć inaczej poczęte, ale kubek w kubek, w sensie ostatecznym do pisania pana Michała podobne. Pan Adam mówił o nowinach, odebranych od Gabrjela Ogińskiego i Morikoniego z Sół; pan Stanisław przyznawał się do zakupienia kilku baryłek prochu od markietanów, którzy za wojskiem, idącem ku Wiśle, ciągnęli, pan Gaspar pisał, iż nie mógł uchylić się od zbierania grosza publicznego i że Dowgiałło takoż postąpił, pan Ignacy zaś z Dąbrowicy wręcz zawiadomił, że do szeregu musi, bo inaczej i sobieby obmierzł, i panu podkomorzemu, i panu Sobańskiemu.
W siedzibach Platerów, po wymianie tych listów,