Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

hrabianki Platerówny, wychowanicy i familjantki podkomorzyny Zybergowej, jęli co tchu posiłek gotować dla przybyłych. Aliści, kiedy po troskliwym przeglądzie zastawy, zastukali do pokoiku panien — we drzwiach stanęła tylko Anetka...
Pani radczyni jeszcze nie potrafiła wyrozumieć z półsłówek Anetki, co za pilna sprawa zniewoliła hrabiankę do tak pośpiesznego udania się na miasto, gdy Emilja już zdołała dosięgnąć niepozornego dworku na Zarzeczu.
Tu hrabianka przystanęła, odetchnęła i jakby sił nabrawszy, wstąpiła na ganek i zastukała zlekka do drzwi.
Dworek milczał.
Emilja rozejrzała się dokoła po pustkowiu i zastukała znów. I tym razem odpowiedzi nie było.
Hrabiankę zdjęła niepewność. Może złe dano jej objaśnienie, może drogę zmyliła.
Zeszła z ganku, upatrując, czyli kogo nie znajdzie w pobliżu.
Aż z za węgła zczerniałej chaty, poglądającej ku Emilji bielmem, porosłego mrozem, okienka, wysunęła się szara postać niewieścia.
Emilja postąpiła naprzeciw.
— Moja kobieto, nie wiecie, gdzie mieszka hrabia Ksawery Plater?
Baba postawiła wiadro na ziemi i ręką na dworek wskazała.
— Ano i!
— Kołatałam, lecz nikt się nie ozwał.
— Trza od czeladnej.
— Pewni jesteście, że tu mieszka hrabia Plater?
— Co mam nie być. Jak się zwą akuratnie, nie