Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Emilja uśmiechnęła się swobodnie.
— I cóż nabroił?
— Imaginuj sobie: jakiegoś majora w zajeździe tak pokiereszował, że Dowgiałłowa do nas z Siesik pisze!... Masz, blisko ćwiartka o kawalerze Grużewskim.
— Trzebaby wiedzieć, o co poszło!
— I wiadomo — o jakąś tam pannę.
— O pannę?
— Możesz sobie wystawić, co to musi być za panna, że o nią do bijatyki w karczmie dochodzi. Nie — nie, tego nadto. Lubiłam go nawet, bo mi się zdawał dość układnym, ale teraz niech mi się nie pokazuje na oczy. Tyś każdego bronić gotowa. Mniemasz, widzę, że to lekka sprawa. Czytaj! Dowgiałłowa wstawia się do nas, żebyśmy instancję wniosły przez którego z generałów znajomych do Wilna. Kawalerowi grozi okrutna odpowiedzialność.
Twarzyczka Emilji spoważniała.
— Więc to zajście aż tak dalece...
— Zobacz, kochanie, przekonaj się.
Hrabianka przebiegła szybko wskazany sobie urywek pisma.
— Ale młodzieniaszka nie żal. Niechby go sobie i skarali, jeno rodziny żal. Lecz cóż my potrafimy — nic!... Dawniej można byłoby przez Kabłukowa...
Podkomorzyna westchnęła. Emilja prostowała machinalnie zagięty rożek papieru.
— Niefortunnie się skończyło z Kabłukowem.
— Inaczej stać się nie mogło.
— Tak i nie, moje kochanie — zauważyła podkomorzyna tonem lekkiej wymówki. — Nigdy mi nie postał zamysł, abyś miała zostać panią Kabłukow czy też panią Klemeńko, jeno wolałabym, abyś polityczniej re-