Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dziedzic Kielm do serca mu się dobrał i wygarnia mu zeń wszystkie, co najmilsze, racje, któremi tylekroć razy szarą brać zaściankową do łez poruszał.
Imć Raszanowicza żałość chwyciła, toć i on rad był coś rzec, toć i on sam powiadać de publicis lubił. A tu jeden wywód za drugim, niby jego własne, niby rodzone, a tu, choć rejent z ustami wpółotwartemi na wtrącenie sylaby czatował, Grużewski ani myślał go dopuścić do głosu.
Rejentowi krew się wzburzyła. Pochylił się ku przodowi i, ratując dla się konkluzję, huknął wielkim głosem:
— Panowie Rzeczpospolitę zgubili!
Lecz, nim tępe echo tego zawołania przebrzmiało, nim omdlewające spojrzenie rejenciny zdołało dosięgnąć rozognionego oblicza imć Raszanowicza, nim Juljusz przerwaną mu myśl związał, od proga ozwał się równy, spokojny głos:
— Prawda, mości rejencie, panowie zgubili, a szlachta im dopomogła.
— Jakto szlachta! — uniósł się imć Raszanowicz, nie bacząc, skąd głos pochodził, lecz równocześnie panna Marysia zawtórowała mu ze zdumieniem:
— Toć ojciec Jasieński!
Rejent jeszcze ostrzeżenia bratanicy nie pojął, gdy tuż przy stole zajaśniał biały habit dominikanina.
Zamęt się wszczął w komnatce. Rejencina z Marysią, a za niemi rejent, porwali się witać gościa, sumitować się, do wieczerzy przybyłego zapraszać, prezentować Juljusza a krzyżowemi zdaniami sypać. Dopieroż kiedy zakonnik przy stole zasiadł a posilać się zaczął, ucichło nieco.
Nie na długo wszakże, bo rejent wnet zagadnął: