Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Muszę.
Pani Honorata milczała.
— Pułkownik po dukacie nie lubi — przyświadczył Boski.
— Słusznie — mruknął Krępowicki, bo jeden dukat gotów zgarnąć wygrane złotówki!...
Bem rzucił dukata na kartę.
— Zwracam je waćpanom.
Gurowski pociągnął i, wygrawszy, odłożył na bok dukata pułkownika.
— Tego biorę sobie na inkluza!
— Pewnie, Adasiu — zarechotał Krępowicki — bo takiego drugiego się nie doczekasz!
— Owszem, jest drugi! — przerwał ostro Bem.
Gurowski znów wygrał.
Krępowicki parsknął śmiechem.
— Adasiu, nie zapominaj, że sam w artylerji sługujesz!
W pułkowniku krew zakipiała. Stawiał dalej, stawiał na oślep, pragnąc za wszelką cenę zgasić triumfującą minę porucznika. Szczęście atoli trwało przy Gurowskim.
Za siódmym razem, Bem znalazł już jednego tylko i okrutnego kulfona w sakiewce.
Gurowski dostrzegł pomieszanie swego przeciwnika.
— Pan pułkownik ma zadość!
— Nie — jeno nie spodziałem się takiej gry. Trzymam na słowo do jutra pięć dukatów.
Gurowski potrząsnął obojętnie głową.
— Wybaczy pan pułkownik, gram o to, co leży na stole!
— Śmiesz mniemać...
— Broń Boże! Taką mam zasadę... Proszę! Dama czerwienna!
Bem spojrzał dokoła, jakby sukursu się spodziewał, nikt ku niemu nie odwrócił głowy. Pani Honorata, pochylona ku Gurowskiemu zabawiała się ustawianiem ruloników złota.
Pułkownik ku niej wzrok wytężył, od niej zdawał się jeszcze czekać słowa, znaku. Napróżno.