Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dostać z kompanji, która mu coraz nieznośniejszą się wydawała.
Ale zabiegliwa pani Honorata umiała kres położyć nudzie i przymusowi, zakradającemu się do alkierza.
— Odbieram bank — pan magister pozwoli! Cztery karty ciągnę na szampana! Róziu, każ dawać!
— Doskonale!
— Ale wszyscy, wszyscy!!
— Pan pułkownik?
Bem rzucił niedbale dwuzłotówkę. Gurowski poszedł za jego przykładem.
Wniesiono butelki i szklanice.
Gra żwawiej się potoczyła. Miedziaki zastąpiło srebro. Gurowski, po kilku stawkach, przestał grać. Bem dostawiał złotówki, nie troszcząc się wcale, iż zaczęło mu ich przybywać, a natomiast szukając daremnie przyczyny, dla której twarz pani Honoraty wydłużyła się melancholijnie.
Po czwartej karcie, główka pani Honoraty pochyliła się ku Gurowskiemu, a głosik jej zabrzmiał nieśmiałą wymówką:
— A pan, panie poruczniku?
Bema tknęło.
Gurowski roześmiał się pobłażliwie.
— Nie gram w pliszki!
— Nawet ze mną... — szepnęły sentymentalnie wydatne, czerwone usta właścicielki kawiarni.
— Z tobą pani nadewszystko. Po dukacie najmniej, służę...
Filialski zarechotał z ukontentowaniem.
— Che-che, a cóż radbym się akkomodować!
— Ano, ano, kusz to kusz! — wtrącił się Boski.
— Niech po dukacie! — Albo, albo! — Krótszy rachunek! — Dosyć złotówek! — ozwały się różne głosy.
— A jak wygram? — zagadnęła wdzięcznie pani Honorata, tonąc w spojrzeniu pięknego porucznika.
— Tembardziej przegranym nie będę...
Pani Honorata pokraśniała.
Bem zagarnął porywczo swe złotówki i podniósł się.
— Co to? — Jakto? — Pan pułkownik odchodzi?