Przejdź do zawartości

Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Powieki dziewczęcia poruszyły się, głowa poddała się bezwładnie.
— Nie mylił się. Dwunastolatek, licho co więcej!... I tu, na szyi, pręga sina!... Lazaretu by trzeba... odzienia... nędza... włóczęga, sierota...
Naraz, powieki dziewczęcia rozwarły się, mignęły smutnem, przyćmionem, lękliwem światłem, lecz snać z wilgoci, która je pławiła, nabrały mocy, bo wpatrzyły się w zoraną bliznami twarz pułkownika z taką rzewnością, z taką pokorą, że ten ostatni przerwał badanie, puścił głowę dziewczęcia i, odwróciwszy się odeń, jął przechadzać się po klepisku.
Jużci Bemowi wydawało się jasnem, że przecież nie przystoi mu rzucić sierotę na pastwę losu wojny, na ofiarę żołdactwa. Nie dlatego przypadek kazał mu ją ocalić, aby teraz świadomie ją wydał na okrutniejszą, bo dłuższą mękę. Cyganiątko, czy jak, ale dziecko. Trzebaby coś, nie uchodzi nie poratować — ba, ale jak. Zmordowane to, pokaleczone. A tu straż przednia i pobitewny zamęt...
Bem zerknął ku Zarzyckiemu.
— Acan cobyś myślał uczynić?
— Co pan pułkownik uważa — odrzekł bez zająknienia podoficer.
— Bajesz! W tem sęk, że tu nietylko pieczy by trzeba, ale i niańki... Widzisz acan, wszak ci to dziecko prawie.
Zarzyckiemu przypomniało się, kiedy, wysłany raz z papierami dla doręczenia pułkownikowi, rozmawiał się oko w oko z samą panią Honoratką i kiedy to od jej wspaniałych, bujnych kształtów aż go ciarki napadły.
— Prawda, panie pułkowniku — odrzekł smętnie. — Dziecko! Chude to, drobne, kościste... żeby... żeby to była... prawdziwa niewiasta.
— Toby ci się pewno wodzić nie dała!... Hm!... Jeden Dziurbacki potrafi.
— Nikt inny! — przyznał gorąco Zarzycki, któremu równie oczywistem się stało, że nikt inny w baterji nad starego profosa, wszystkich sztuk najosobliwszych majstra, wybrnąć zręczniej z kłopotu nie zdoła.
— Czy jest na służbie?