Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dziurbacki? — Gdzieżby!
— Wołaj go do mnie.
Rozkaz tymczasem łatwiejszy był do wydania, niż do spełnienia, choć z pozoru szło niby o zbudzenie jednego z nierozdzielnych, niemal nieodłącznych baterji konnej strażników. Profos Dziurbacki bowiem ze zgoła osobliwej korzystał wolności a bodaj samowoli, która poczęła się w czasach niemożliwych do ujęcia.
Każdy z dowódzców baterji kapitanów, żołnierzów, ilu ich od formacji roku 1815 było, — już Dziurbackiego takim zastał. A choć ten i ów usiłował Dziurbackiego w rygorze właściwym a w odległości przystojnej utrzymać — nie zdołał, bo ani postrzegł się, gdy profos górę wziął i po swojemu, po dawnemu się zachowywał.
Bywało dawniej, że sam generał Hauke o Dziurbackim czegoś się dowie i marsa nań postawi. Profos artylerji gwardji, niby uszy stuli, niby zezuje strachliwie, a po chwili za pan brat rozmawia z generałem o jakowychś razem przebytych turbacjach. Bywało, że sam Wielki książę wpadnie do koszar chmurny, zły, nieporządek na gorącem ucapi i pułkownika Szwerina, cały sztab dywizji gwardji na równe nogi zerwie i dopieroż każdemu, według rangi, rozdawać zacznie. Generałowi Krasińskiemu twarz zblednie ze wruszenia, Milbergowi aż zęby szczękają, oficerom, żołnierzom dech w piersi zamiera a Dziurbacki nic, zezuje po swojemu, żuchwami ospowate policzki porusza — aż sobie spojrzenie Wielkiego księcia wymani.
Książę spojrzy ostro z pod rudych, krzaczastych brwi, zda się, profesowi na lejbiku plamę znajdzie lub czapę zbakierowaną spostrzeże, gdzietam.
— I stary Dziurbacki — a ty co? — zawoła raźno książę. Profos wyprostuje się, huknie bez zająknienia.
— Garści nie pożałuję, co by subordynacja była!
Książę, na taką odpowiedź, roześmieje się i niekiedy dorzuci z intencją, aby profosa wytrącić z rezonu.
— A cóże myślisz o tem?
— Że jednemu więcej delikwentowi skórę wytataruję.
— Hę! A tobie kto za czapkę na uchu?