Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/271

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wskórał iż, po godzinie pertraktacji, sporów i tłumaczeń, dotarł do sędziego Łanowskiego.
Sędzia, na ogniste wystąpienie pułkownika, skrzywił się sarkastycznie.
— Niewinna? Może być! — Daj Boże, prowadzi się śledztwo... Weźmie się pod uwagę, że pułkownik rad jesteś świadczyć... Nawet już się to wzięło. Owszem jest zapisano...
— Lecz jaka wina ciąży na pani kapitanowej Marchockiej?
— Nie mam prawa... Zobaczy się dopiero.
— Więc bez dowodu, bez...
— No, niezupełnie. Widzi pułkownik, trudno odrzec. Akta nieukończone. Jeszcze spodziewamy się papierów...
— Ależ, ależ to niegodne! Zohydzić osobę...
— W każdym razie bezpieczniej jej na Zamku, niż u siebie. Pułkownik się dziwi. A tak przecież jest. Długoby rozpowiadać. W mieście wzburzenie. Pogłosek mnóstwo. Kapitanowa Marchocka była w relacjach z panią Bażanow... a tę właściwie pułkownik sam oskarżył. No tak, znalezionie papiery. Po nitce do kłębka. Wyszło pułkownikowi z pamięci! Rozumiem, marsze, pochody. — Ale wyklaruję się, wyklaruje bezwątpienia...
— Lecz kiedy nareszcie! Wszak ci to drugi tydzień! Sędziemu może nie pilno, ale niewinnie...
Łanowski pogładził się po łysinie.
— Tak się mówi, pułkowniku. W istocie zaś nikomu nie pilno a już szczególnie aresztowanym... Pułkownik nie ogarnia. A to proste. Gdyby pułkownik był w położeniu...
— Nie mówmy o tem. Będę wiedział, do kogo się mam zwrócić. Tymczasem żądam widzenia się z panią Marchocką.
Łanowski aż na krześle poskoczył, lecz wnet się pomiarkował.
— A, widzenia się!... I owszem. I nietylko z kapitanową, jeżeli wola pułkownika. Nawet, nawet namawiałbym pułkownika. Jest nieco późno, zmierzch zapada. Ale to może wywrzeć dobry wpływ.