Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy się to działo, — fala motłochu wszelakiego przed bramą ogrodową, od strony Saskiego Dziedzińca — rosła, wzmagała się, a zabiegała, aby choć coś z fety uszczknąć. Trzymający straż gwardziści z żandarmami, byli niewzruszeni. A ponieważ karty wstępu dla cywilów, szaraków jeno pierwszy pułk gwardji narodowej rozdawał — przeto, kto w pułku znajomka, familjanta nie miał albo do dygnitarskiej oficyny dotrzeć nie mógł, tego od bram ogrodowych odprawiano. Ten i ów z waszeciów paktował ze strażnikami, ten i ów sumitował się parantelą, napróżno. Ale byli i tacy, co jakoś dogadać się umieli z argusami fety i ginęli w zaczarowanej bramie — i tacy nawet, co, nie wchodząc w układy, pomykali naprzełaj i nikli w snujących się po ogrodzie tłumach, ku okrutnej zazdrości motłochu przed bramą.
Szczególnie na takowe sprawiedliwości pogwałcenie oburzała się zestrojona odświętnie jejmość, którą gwardziści, mimo prośby i zaklęcia, od bramy sromotnie odprawili.
— Patrzcie, dopieroj ci porządek! dla luda wszelkiego paradę publikowali, a teraz mi tu wstręty czynią! Widzicie ich, rządzicieli z morskiej piany.
— Niech wasani krwi sobie nie psowa po próżnicy! — upomniał jejmość pękaty gwardzista. — Rozkaz taki i tyla. Kto z wojskowego stanu czyli przepustkę ma, ten ma wchód!
— Moiściewy! Z wojskowego stanu! Jeszcześ wasan z koszulą w zębach żołnierzył, kiedy mój nieboszczyk ze złotym krzyżem chodził! Rycerze! Nauczyłbyś się wasan choć mundura nosić!...
Ciżba dokoła jejmości parsknęła śmiechem.
Gwardzista nasrożył się.
— Miarkuj się, wasani, bo na ratusz pójdziesz!
Jejmość aż zatoczyła się z pasji.
— Mnie, mnie, obywatelce, posesorce osiedziałej, ratuszem będziesz groził! Ty — ty kiełbaśniku, mędlikiszko rzeźnicka, zapomniałeś, komuś smalec nosił do pączków!
— Pani Madejowa! — bąknął skonfundowany gwardzista i zmierzył ku bramie.