Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

głosy, widzidła osobliwe, cudacznie ze sobą splątane — napróżno.
Do drzwi wchodowych zapukano zlekka. Pułkownik wstał z trudem i otwarł zasuwę.
Na progu ukazał się czarny, aksamitny kołnierz i srebrne naszywki kapitana-audytora.
— Jestem Fiszer — zaczął przybyły, chyląc swą niezwykle chudą i wysoką postać.
— Audytor zapewne w sprawie, w sprawie...
— Z prośbą od generał-gubernatora do pułkownika. Generał polecił mi przypomnieć o obietnicy... Czeka na pułkownika. A ponieważ ma dziś ucztę w Saskim ogrodzie, pragnąłbym zatem mieć go na podwieczorku.
Bem usiłował się wymówić, lecz Fiszer, dowiedziawszy się, że pułkownik rusza z obozu, tem bardziej nalegać zaczął.
— Generał byłby niepocieszony, gdybyś pułkownik nie przybył. A przytem zważ, pułkowniku, na zasługi, na wielką dla cię estymę i na to — dodał smutnie — że do zbytku za dobre, za szlachetne intencje odmowami jest pojon.
Bem nie wahał się dłużej i gdy wreszcie dosięgnął pięknego pałacyku generała, nie żałował, bo Krukowiecki powitał go tak serdecznie, że pułkownikowi jaśniej się zrobiło na sercu.
— A to poczciwie, a to zacnie, mości dobrodzieju! Byłem już w nielada turbacji. Prosiłem cię wszak, pułkowniku, na wieczerzę — a przepomniałem o fecie wojskowej. Cale mi tam nie pilno. Ale muszę, muszę się pokazać bodaj na moment! Proszę, pułkownika, tędy, do naszej staropolskiej świetlicy! — I pozwól, że sam zwiastować będę żonie tę radosną nowinę... Heluś — Heluś!...
Bem ledwie rzucił okiem po wytwornym i zgoła stylowym salonie, gdy Krukowiecki już wrócił i w towarzystwie swej urodziwej jeszcze małżonki.
Bem teraz nie lada jako baczyć musiał, aby strzymać wartkością wysłowienia, bo rubasznej szczerości a dobroci generała zawtórowała subtelność pani generałowej.
Komplementy, słowa uznania gradem jęły łomotać