Strona:Wacław Filochowski - Przez kraj duchów i zwierząt.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

skiej z jakimś tam sekretarzyną, całe życie zaszytym w norę powiatową, o której nikt nigdy we Francji ani w Anglji nie słyszał, to byłby już shoking, a nawet nonsens, do djabła! Zwłaszcza, że papo magister zostać ma prezesem zarządu olbrzymiego hotelu, a właściwie świeżo zawiązanej „Kompanji Wielkich Hotelów w Krzaczynie, S. A.”, hotelów, które wobec wzrastającego rozgłosu polskiej Mesyny w końcu trzeba będzie wybudować. Narazie choćby jeden tylko, byle był wielki i pełen komfortu. Plac już znaleziono — na miejscu składu desek Borucha Indychmana, nie ustalono jedynie poglądu na typ gmachu: ma to być sobowtór „Majesticu” paryskiego, czy też „Excelsiora w Nowym Jorku? Wobec rozbieżności zdań sprawę postanowiono oddać pod arbitraż księdza dziekana, bywalca, który w swoich wędrówkach dotarł aż do Rzymu.
Ale szczęście, jak wiadomo, nie może trwać wieki. Po tygodniu bankietów, mówek i upojenia, komisja geologów jednogłośnie orzekła, że wstrząs, przez miasteczko początkowo uznany za katastrofę, a nie odczuty naogół przez sejsmografy, co ostatecznie mogło być spowodowane małą czułością aparatów, po bliższem zbadaniu na miejscu, nie powstał wskutek głębszych zmian w skorupie, ale jest tylko następstwem...
Rzekome trzęsienie jest następstwem nieznacznego zaledwie usunięcia się ziemi, na zachód od miasta podmytej przez podskórne dopływy rzeki. Wobec tego uczeni nie mogą sobie wytłumaczyć, jakie mogły być przyczyny tych dziwnych, niczem nieuzasadnionych spustoszeń, które zresztą na własne widzieli oczy...
A zatem nie wulkaniczne trzęsienie ziemi!
O ile noc z czternastego na piętnasty listopada