Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Błyśnie nam błyśnie! błyśnie Panów Panie!...
Nad mordowanych tęsknemi Synami
Oczekiwane błyśnie zmartwychwstanie!
Ojcze nasz! Panie!...
O! ja szaleję miłością ku tobie
Która mi usnąć nieda w moim grobie!..
O myśli moja! ty niemasz granic!
Bóg jeden twoją granicą —
Lecz on bez granic! I wszystko za nic,
Co nie jest prawdy gromnica!...
Ją grom miłości zapali!...
I piekle w nicość powali —
Witaj z nad wieków nieskończoności,
Miłości! miłości! miłości!...

(Wychodzi! z groty.)





DZIEŃ OSTATNI.
(Ranek na pustyni — na tle niebios ostatnia gwiazda gaśnie.)

Cisza wśród puszczy — słońce ukryło się za obłok jasny... a jeden promień jego spływa na ziemię — ale łamie się na liściach drzew schylonych nad Marya Magdalena — dokoła dzikie skały sparły się ramionami, po nich rosną kwiaty i drzewa — ziemia zielona kołysze się falą traw — z których skalne kamieni czoła błyszcza jak z morskich fal. — Pod jednem drzewem na traw pościeli leży w cieniu i ciszy boska postać Maryi, Maryi Magdaleny [1]. Piękniejszaś dziś o samotna pokutnico w drodze ka niebu jak w zgiełku świata... choć bladość powlekła cudnych liców krągłość. — Najpiękniejsza piękność idąca ku piękności wiecznej!... Przed nią zielona gałązka błyszczy rosą w traw fali — słońce przez liści cień zbiega i promieniami całując oświeca i pieści postać niewiasty. — Oto w ciszy leżąca nad

  1. Ta chwila, według myśli Corregia. —