Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T2.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
156

teczności — pomyślał Dobbin, z bólem serca — tem bar dziej teraz, kiedy taka obojętna na wszystko.
Biedna Amelja w istocie jakby przytłumiona pozostawała pod ciosem swojego nieszczęścia, smutek jakby ją pozbawił uczucia; złe ani dobre nic jej nie obchodziło; mimo dowodów życzliwości i przyjaźni, jakich wiele odbierała, nie mogła wydostać się z obumarcia moralnego, w którem ją zbytek boleści pogrążył.
Opowiedziawszy niektóre dotkliwe wzruszenia, rozdzierające czułe to serce, zapuśćmy zasłonę na smutek i żałobę. Oddalmy się ostrożnie od bolesnego łoża, na którem strapiona ta dusza spoczywa, zamknijmy zwolna drzwi od pokoju, co był powiernikiem gorżkich jej cierpień, zostawmy ją otoczoną staraniami zacnych ludzi, którzy będą czuwać nad nią aż do chwili, kiedy niebo zesłało jej pociechę.
Nastał nareszcie dzień, w którym strapiona wdowa mogła z radością i żalem przycisnąć do łona dziecię, synka ślicznego jak cherubin, na którego twarzyczce rysy ojca odżywały. Na pierwszy krzyk malca jakby zmartwychwstała — płakała i śmiała się z radości. Miłość, nadzieja, modlitwa odżywiła serce, na którem spoczywało dziecię — Amelja ocalała. Doktorzy oświadczali przedtem, że jej życie, a przynajmniej zmysły, znajdowały się w niebezpieczeństwie, osądzili obecnie, że to przesilenie było jakoby rękojmią jej ozdrowienia. Przyjaciele zaś stokrotnie byli wynagrodzeni za starania i niepokoje kiedy z oczu jej, co dawnym blaskiem zapłonęły, uchwycili wymowne spojrzenie wdzięczności i podzięki.