Strona:W. M. Thackeray - Pierścień i róża.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

księżniczkę ukropem. Angelika w mig się porwała na nogi, a król tymczasem wyjął z kieszeni zegarek i porównał go najpierw z zegarem ściennym w jadalni, potem z zegarem wieży zamkowej. Zegary wskazywały pewną różnicę. — Cała rzecz w tem — mruknął król, nakręciwszy zegarek swój starannie — że niewiadomo, czy mój się śpieszy, czy spóźnia. Bo jeżeli się spóźnia, no, to wszystko przepadło — może my spokojnie dokończyć śniadania. Jeśli się śpieszy, od biedy dałoby się może jeszcze ocalić księcia. Co za głupie nieporozumienie! Na honor, miałbym wielką ochotę i ciebie kazać powiesić, kapitanie Zerwiłebski!
— Spełniłem tylko swój obowiązek. Żołnierz trzyma się ściśle litery rozkazu! Zerwiłebski nie sądził nigdy, że przyjdzie mu doczekać chwili, w której Jego Królewska Mość nagrodzi jego wierną czterdziestosiedmioletnią służbę skazywaniem go na karę, której podlegają zbrodniarze.
— A żeby was! — zaskrzeczała nagle księżniczka. — Podczas gdy wy tu mówicie głupstwa, mego Bulbę tam może już wieszają!
— Dalibóg! ta dziewczyna ma zawsze słuszność — odrzekł król i znowu spojrzał na zegarek. — Strach, jaki dziś jestem roztargniony. Hm... właśnie zaczynają bić w bęben... Cóż to jednak za głupia historja!
— Papciu mój najdroższy! Papciu! napisz prędko akt ułaskawienia, a ja z nim pobiegnę na plac egzekucji! — krzyknęła Angelika i, nie czekając odpowiedzi monarchy, pobiegła po papier, atrament i pióro, które położyła przed ojcem.
— Dobra sobie! A moje okulary? — zawołał monarcha. — Idź, duszko, do mego pokoju. Pod poduszką