Strona:W. M. Thackeray - Pierścień i róża.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wynoś się na cztery wiatry!
— Precz z moich oczu!
Tak darły się jedna przed drugą.
Biedna Rózia ciężko pokutowała teraz za fatalne działanie czarodziejskiego pierścienia i blaszanej szkandeli. Król się jej oświadczył. Nie dziw więc, że królowa omal nie pękła z zazdrości. Bulbo się w niej zakochał — był to powód dostateczny, żeby Angelika szalała z wściekłości. I co najważniejsze: zamierzał ją poślubić Lulejka — a za to przysięgła jej zemstę Gburya-Furya.
Wszystkie trzy rzuciły się na biedne dziewczątko, krzycząc:

Ściągaj natychmiast czepeczek
sukienkę
fartuszek
które z łaski mojej nosiłaś dotąd na grzbiecie!

i dalejże szarpać jej biedne szatki i bić ją, powtarzając:

„Jak śmiałaś zawracać głowę królowi
księciu Bulbie
Lulejce?

— Odziać tę znajdę w łachmany, w których przywlokła się na nasze nieszczęście do królewskiego parku, i wyrzucić precz z zamku! — wołała królowa.
— Tylko pilnować, żeby nie porwała trzewików moich, których jej łaskawie pożyczyłam — dodała księżniczka. Rózia nosiła stare obuwie Angeliki, ale trzewiki te były o wiele, wiele za duże na jej małe, zgrabne nóżki.
— Ha, mam cię w swojej mocy, obrzydła ropucho! — syczała Gburya-Furya i pociągnęła Rózię do sypialni. Tu wyjęła ze szklanego pudła strzępy sukienki i płaszczyka oraz jeden trzewiczek, który maleńka miała na nóżce, gdy przybyła do zamku,