Strona:W. M. Thackeray - Pierścień i róża.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bec tego bigosu, który się zrobił tej nocy, musisz jak najprędzej uchodzić z kraju!
— Wobec jakiego bigosu? Uchodzić? dla czego? dokąd? Nigdy bez tej, którą uwielbiam, hrabino — odparł poważnie Lulejka.
— Ach, nie obawiaj się, ona niezwłocznie podąży za tobą — zagruchała najczulszym głosikiem Gburya-Furya. — Musisz tylko, drogi książę, odebrać wszystkie klejnoty, które należały ongiś do twoich dostojnych rodziców, a które niecnie przywłaszczył sobie twój stryj. Tu jest kluczyk od sekretnika. Wszystko z prawa do ciebie należy, gołębiu mój najdroższy, bo wszakże ty jesteś właściwym królem Paflagonji, a ta, którą pojmiesz za żonę, będzie jedyną prawowitą królową.
— Tak sądzisz? — rzekł Lulejka.
— Z wszelką pewnością. Skoro odnajdziesz i zabierzesz klejnoty, pójdź do pałacu Mrukiozy. Pod jego łóżkiem jest ukryty wór, zawierający dwieście siedemnaście tysięcy miljonów dziewięćset siedemdziesiąt ośmkroć sto tysięcy czterysta dwadzieścia dziewięć dukatów, trzynaście złotych i sześćdziesiąt sześć groszy, które nikczemny Mrukiozo wykradł z sypialni twego rodzica w dzień jego śmierci. Mając te pieniądze w ręku, bez obawy już będziemy mogli opuścić Paflagonję.
— Będziemy mogli opuścić Paflagonię? to znaczy kto? — zapytał Lulejka, nie mogąc jeszcze pojąć, do czego zmierza ochmistrzyni.
— Kto? Naturalnie, ty, najdroższy, i twoja narzeczona, twoja słodka Gburcia! — wykrzyknęła rozpromieniona Gburya-Furya i tak czule spojrzała na księcia, że Lulejka cofnął się przestraszony.
— Waćpani masz być moją narzeczoną!? czyś